Przygoda z wikliną

Marzę, by pewnego dnia zamieszkać w miejscu gdzie mnie nikt, oprócz być może leśnych zwierząt i ptaków, nie znajdzie, gdzie żaden idiota czy bandyta nie trafi nawet przypadkiem.

Tak, wiem… takie miejsca podobno nie istnieją.

Skoro tak to chcę zatem choć na chwilę cofnąć się w czasie, do dni kiedy mnie nawet na świecie nie było. Gdzie ludzie przynajmniej nie biegali po centrach handlowych pretendując do roli zwycięzcy w konkurencjach tj. dobiegam do produktów/kas w 2 sekundy.

Wehikuł czasu, jeśli istnieje, nie jest jeszcze osiągalnym dla mnie środkiem lokomocji, by odbyć tę podróż w czasie i przestrzeni. I nagle stał się cud!

W pierwszych dniach lutego pomachała do mnie radośnie małą witką wiklina oznajmiając wszem i wobec, że Muzeum „Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie” organizuje warsztaty wikliniarskie dla dorosłych.

Zawsze lubiłam zapach wiklinowych koszy, nigdy jednak – nawet w najśmielszych marzeniach – nie sądziłam, że dane mi będzie poznać tajniki tej sztuki. Tym bardziej, że nikt w rodzinie nie parał się wikliniarstwem.
Wiem, że można znaleźć w internecie filmy instruktażowe, jednak to nie to samo co uczestniczyć na żywo w warsztatach tego rzemiosła.

Dzień rozpoczęcia warsztatów nie należał do najłatwiejszych. Od kilku dni bowiem panowały mrozy. Trudno było zmusić pojazdy do współpracy w takich warunkach. Mój malutki  wehikuł pomimo porannego mrozu zakaszlał, zarzęził i… dał radę. Mimo ataków mrozu również w kolejnych dniach mogę pochwalić się pierwszymi owocami mojej przygody z wikliną. 🙂

Ku memu zaskoczeniu na warsztatach dowiedziałam się, że wyplatanie koszy było drzewiej męską (nie kobiecą) domeną. Po pierwszych zajęciach już wiedziałam dlaczego. Oj, bolały łapki, bolały. Szydełko musiało pójść w odstawkę.

Na warsztatach wyplotłam sobie, pod czujnym okiem pani instruktor, wieeeeelki kwiat (w ramach ćwiczeń pt. wyplatamy denko koszyka) i koszyk.
Nieskromnie powiem, że duma mnie rozpiera.
Oto on, mój pierwszy własnoręcznie wypleciony, wiklinowy koszyk. Prawdziwy wiklinowy koszyk!

Jestem szczęśliwa. 🙂

A co najważniejsze – dzięki innym uczestnikom warsztatów wróciła mi wiara w to, że świat nie jest zepsuty do cna, że są tu jeszcze sympatyczni ludzie. 🙂

Kichać siłownię! Wiklina to jest dopiero zabawa! Wszystkie mięśnie pracują. Polecam! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *